
Lean – co to za ryba? Lean (czyt. Lin) – czyli ryba od optymalizacji
Lean – ryba od optymalizacji
Znacie to słowo? Co to znaczy? No tak po polsku Lin to ryba. Masz rację. O tym na jaką zanętę możesz złowić Lina poszukaj jednak na innych portalach.
Choć niektórzy właśnie w ten sposób trochę naśmiewają się z dźwiękowego podobieństwa słów, to w tym tym wypadku chodzi mi jednak o tłumaczenie z języka angielskiego. W tłumaczeniu z angielskiego Lean znaczy odchudzanie i jest bardzo skuteczną metodą usprawniania i optymalizacji działań w firmie.
Czy kiedyś się odchudzałeś? Z perspektywy przeżytych lat widzę, że każdy z nas jest w jednym z 3 stadium. Albo się już odchudzałeś, albo się odchudzasz albo się będziesz odchudzał. W jakim jesteś obecnie? Niech zostanie to Twoją dzisiejszą tajemnicą.
O odchudzaniu tradycyjnym już kiedyś pisałem (artykuły znajdziesz tutaj: Jak się odchudzać? i tutaj: Jak schudnąć 50 kg?).
Lean to sposób na odchudzenie, tyle że w przedsiębiorstwach. W Leanie chodzi o to, żeby dzięki usprawnianiu działań i procesów pracować szybciej, sprawniej i efektywniej.
Dziś opiszę go na przykładzie mojego plecaka. O tym jak działa w przedsiębiorstwach napiszę w kolejnym artykule.
Praktycznie wszędzie chodzę z plecakiem. To mój zestaw obowiązkowy. Zazwyczaj jest w nim mnóstwo rzeczy. Po co? Jak to po co? No po to, żeby w każdej chwili jak sławny James Bond być przygotowanym na każdą życiową niespodziankę. Tak jak agent 007 dzięki swoim gadżetom z plecaka będę mógł ochronić świat przed kataklizmem!
Noszę w nim więc wszystkie niezbędniki, które kiedyś mogą się przydać. Skoro kiedyś coś tam włożyłem tzn. że musi być ważne! Codziennie noszę więc całkiem spory plecak ważący kilka kilogramów. A jak często te niespodzianki życiowe mi się przydarzają? No …ale mogą się przydarzyć. A tak naprawdę? Naprawdę, to bardzo sporadycznie. No to powiedz ile razy w ostatnim roku ratowałeś świat przed kataklizmem? hmmm, no…nie pamiętam. Naprawdę nie pamiętasz? No dobrze, a jak się przytrafi Ci taki niespodziewany wypadek to korzystasz z tych rzeczy? No przeważnie w tych momentach sam zapominam, że mam coś w plecaku, bo włożyłem to 2 miesiące temu. Takie dialogi są dość częste.
Co więc noszę w swoim „plecakowym garbie”? Już się spowiadam:
- Zapalniczka. Nie palę, ale może się kiedyś przyda.
- Kabel do ładowarki. O, nawet 4 kabelki. Jeden do ipada, 2 do iphona i jest też do kindla.
- 3 zeszyty od notatek. Jeden od złotych myśli, drugi od planowania prywatnego, i trzeci od planowania firmowego.
- 2 książki – bo nie wiem, na którą będę miał ochotę podczas jazdy metrem.
- Czytnik książek. W końcu nie wiem czy nie będę miał ochotę na przeczytanie czegoś innego niż wspominane 2 książki.
- 5 długopisów. A jak się któryś nagle wypisze?
- 2 scyzoryki (ostatni raz wykorzystałem jeden z nich 2 lata temu!)
- 4 opakowania chusteczek (Ja od miesięcy nie choruję!)
- Jakieś stare dokumenty z poczty (bo zajrzę do nich jak tylko znajdę chwilę, ups niektóre są sprzed 3 miesięcy!)
- Jakaś sterta ważnych wydruków, które warto przeczytać w wolnej chwili, tyle, że każdą nową chwilę wypełniam poszukiwaniem czegoś nowego.
- O! bułka na śniadanie z ubiegłego tygodnia.
- Jest też kilka reklamówek na zakupy. No co warto być przygotowanym.
- O! i para skarpetek i majtek …na wszelki wypadek.
Wszystko niezbędne! A ile to waży? O! z 5 kg.
Nasuwa się kilka pytań. A czy tak wypełniony plecak jest mi potrzebny? Czy mogę z nim szybko dobiec na autobus? Czy będzie mi wygodnie nosić go przez 5 km, gdy nastąpi awaria metra? Czy przypadkiem nie boli mnie ostatnio kręgosłup od ciągłego noszenia ciężarów? Czy rzeczywiście to wszystko jest mi co dzień potrzebne? Hmm, a jak często jako James Bond muszę ratować świat?
To może sprawdźmy czego się można pozbyć i co jest rzeczywiście niezbędne.
A może wyrzucić z plecaka 2 książki i zastąpić je lekkim kindlem? Może zostawić w pracy wydruki z których nie korzystam, wyrzucić starą bułkę, 2 opakowania chusteczek, bieliznę i scyzoryki? Jak myślisz, będzie lżej? Chyba tak.
A teraz wyobraź sobie, że ten plecak to taka metafora ciężarów, które bezproduktywnie dźwigasz codziennie w pracy. Czy możesz coś usprawnić wyrzucając coś ze swojego firmowego plecaka? A może możesz coś w pracy wymienić i zamiast książek będziesz korzystał z czytnika książek? Zamiast drukowania prezentacji, będziesz wysyłać je komuś mailem. Zamiast kontroli zespołu poprzez codzienne sprawdzanie pracowników, będziesz ich sprawdzał poprzez program komputerowy. Lista usprawnień jest długa. Te zmiany mogą być naprawdę bardzo niewielkie.
Na tym właśnie polega Lin. Ups, przepraszam LEAN.
A może podpowiesz sam jakie usprawnienia zastosowałeś ostatnio u siebie, w swojej pracy lub w domu?
PS. Jak chcesz to swój plecak czy torebkę też sprawdź. Gwarantuję, że znajdziesz tam przynajmniej kilka rzeczy, które Ci się na codzień nie przydają.
PS2. O tym jakie są rodzaje marnotrawstw opowiem w kolejnym artykule.
PS3. Gdybyś jednak był bardziej niecierpliwy to możesz też poczytać na stronie www.leaneducation.pl.